Wygląda na to, że nawet nie wiedząc, iż to mój ostatni wyścig na Giro Padania skończyłem występy w koszulce Liquigasu. Trochę… hmmm… smutno. To znaczy chciałem jeszcze pojechać ostatnie wyścigi jakie miałem w planie, no ale… wiadomo.
Tym samym od dziś głowa już jest gdzie indziej. Pozostanie na pewno sentyment do roweru, ten wyścigowy sobie kupiłem na pamiątkę. W domu rowery miejski, mtb, cross i kolejna szosówka to tez Cannondale… ale tak mam od zawsze.
A na niedzielę jak każdy kibic i ja mam swoje typy: Moser, Valverde, Voeckler i Gilbert który nawet wrócił tutaj do domu po „drużynie” by lepiej i w cieplejszym klimacie przygotować się do niedzielnego wyścigu.
Będzie ciekawie, jak zawsze na wyścigu o Mistrzostwo Świata.