Na Paris Nice gdyby nie wiatr to do dziś pewnie niewiele by się wydarzyło. W przeciwieństwie do Tirreno gdzie już czasówka drużynowa we włoskiej Versilii po najładniejszym „lungomare” na świecie dała dosyć zaskakujące wyniki.
Jutro dwie mety pod górę. Obie góry znam dosyć dobrze. Dwa szesnasto-kilometrowe podjazdy prawie identyczne o średnim nachyleniu 7%. Tym samym żaden z podjazdów nie ma sztywniejszych, „decydujących” odcinków.
W Italii sprawa wydaje mi się prosta. Nie sądzę aby ktokolwiek mógł pokonać Nairo, który wygrywał tam w śnieżnej scenerii już dwa lata temu nokautując przeciwników. Jestem tylko bardzo ciekawy jazdy Pinot, bo obok Nairo jest zawodnikiem który w tym roku wspinał się z największą prędkością pionową. Nie liczę za bardzo na super jazdę włoskich faworytów Nibali-Aru, ale za to akcja Mollemy za którym co dziwne nikt nigdy się nie rusza mogłaby dać mu miejsce na podium. Rafała za to stać na top5 a Michał myślę poczeka na niedzielny etap gdzie raczej dojedzie odjazd a wtedy i etap jego.
Paris Nice też wydaje się dosyć proste. Po dzisiejszym etapie widać, że i tutaj jak w Italii to Kolumbijczyka trzeba postawić w pierwszej linii. Henao tak jak dziś, jutro zrobi wszystko by wygrać cały wyścig. Ja mam jednak w głowie niesamowitą jazdę Alaphilippe rok temu w Californi na górskim odcinku i wygraną która wydawała się już niemożliwa jeszcze na 3km do mety. Do tego jeśli dodamy, że ma koszul lidera na plecach plus to, że jest francuzem i jesteśmy na Paris Nice to według mnie w niedzielę to on właśnie będzie świętować zwycięstwo w całym wyścigu. Oczywiście mamy Contadora, Zakarina, Porte którzy na pewno chcą wygrać etap.
foto: Terminillo, Giro 2003