Czekałem na ten wyścig nie dużo mniej niż wielu faworytów. Teoretycznie łatwa trasa a pozostawia w napięciu do samej mety. Wyścig który może rozegrać się na wiele sposobów. W ostatnich 30 latach rozgrywał się głównie w sprincie a tylko około 10 razy Poggio miało decydujący wpływ na wyniki. Mnie interesuje tylko taka rozgrywka sobotnich zmagań. 3700m podjazdu o średnim nachyleniu 3,7%, ze szczytu 5,4km do mety ale wcześniej techniczny zjazd długości 3300m.
Najszybciej pod Poggio wjechał Furlan w 1994 roku z czasem 5’45” i jest to jedyny przypadek jaki znalazłem by ktoś atakując samotnie pod Poggio dojechał do mety. A próbowało wielu, w ’97 Bartoli (10sek na szczycie), ’99 Colombo (7″ na szczycie) czy Bettini w 2002 (12″ na szczycie). Jakkolwiek zatem piękna akcja Michała rok temu była statystycznie niestety skazana na niepowodzenie.
Dużo częściej dojeżdżały kilkuosobowe grupki, a nawet dwójki. Stałym miejscem ataku odjeżdżających z sukcesem jest ostatni kilometr podjazdu, najcięższa jego część. Tam zaatakowała trójka w 2012 roku ze zwycięzcą Gerransem, w 2008 większa grupka czy znów trójka kolarzy w 2003. Miejsce ataku było zawsze to samo. I tu ciekawostka, Gerrans ostatnie dwie minuty podjazdu przejechał wtedy ze średnia 580Watt! ( o ile wierzyć danym z jego SRMa). Niewyobrażalny wysiłek mając w nogach 290km.
Najczęściej jednak, pomijając sprint, to zawodnik który wykorzystał odpowiedni moment na końcowych metrach odnósł sukces. Przypomnę Cancellara ’08, Pozzato ’06, Tchmil ’99, Colombo ’96.
Po co to wszystko piszę? Nie jest łatwo wygrać Sanremo, nie ma prostej taktyki. Wymaga bystrości i dobrych nóg, inteligencji na rowerze. Dla mnie w sobotę jedzie dwóch kolarzy. Nawet jeśli z Peterem rozmawiam również po polsku to mój faworyt jest Polakiem. Sagan ma super nogę, jest faworytem numer 1 ale wierze, że Michał uchwyci ten jeden konkretny moment jak w Ponferradzie by móc podnieść ręce na via Roma. Jest silny, zmotywowany i świadomy, że nie jest to łatwy wyścig w interpretacji.
Później, jeśli dojdzie do sprintu to mi już wszystko jedno kto to wygra, Gaviria, Bouhani czy Kittel a nawet Sagan. Nie po to jadę na metę.