„Nazywam się Sylwester Szmyd, mam 32 lata, urodziłem się w Bydgoszczy, jestem kolarzem drużyny Liquigas-Cannondale.
Nazywam się Sylwester Szmyd, w drużynie nazywają mnie Silvestro, Silvester, kot Sylwester, kociak, kociak miau miau, koci wąs, „sylwas” (ten, kto jest w stanie to wymówić, w praktyce niewielu z moich zachodnich kolegów).
W wolnym czasie lubię latać samolotem, kończę kurs na pilota, został mi jeszcze tylko egzamin do zdania…
Latanie jest trochę podobne do jazdy na rowerze: z jednej strony wymaga fizycznego i mentalnego wysiłku, a jednocześnie sprawia, ze zapominasz o całym świecie, jesteś jakby zamknięty w sobie samym, zdany tylko na siebie.
Mój najpiękniejszy wyścig to etap pod Mont Ventoux, moje pierwsze zwycięstwo w zawodowym peletonie. Już kilka miecięcy wcześniej mówiłem, ze nastawiam się na ten właśnie etap, na ten konkretny dzień. Niektórzy we mnie wierzyli, inni mniej, ale ostatecznie udało mi sie tam wygrać. Na zawsze zostanie to dla mnie najpiękniejszym kolarskim wspomnieniem.
To, co mnie uderzyło w drużynie Liquigas-Cannondale, co jest może mniej wyraźne w wielu innych drużynach, to to, że kolarze są bardzo zgrani, tworzą jedną całość.
Zadaniem gregario jest poświęcanie się dla kapitana, ale też wiara w to, ze jest on w stanie dobrze wykorzystać zrobioną dla niego pracę.
Na sezon 2011 stawiam sobie dwa osobiste cele: Alpe d’Huez, jeden z etapów Tour de France. Wierzę, że będę mógł przynajmniej spróbować tam powalczyć. Drugi cel to Tour de Pologne, zaraz po Tour de France.”