Zakończyłem je niedzielną wycieczką w okolice Massif de l’Esterel. Turkusowe morze, błękitne niebo i czerwone skały.
Od nowego tygodnia do pracy, najpierw Stelvio do 12go a potem San Pellegrino. Kto chciałby się wybrać na wspólny trening to zapraszam serdecznie, a ja będę wypatrywać polskich koszulek.
Ciężko mówić czy lepiej jechać mi TdF czy Vuelte. Faktem pozostaje, że mimo częstokroć dużo lżejszej trasy czy mniej ciekawych etapów niż na Giro czy Vuelcie, to właśnie TdF pozostaje najważniejszym i najlepiej obsadzonym wyścigiem na świecie. Tylko jadąc w nim można marzyć, że się wygra etap i uda spełnić marzenie. Siedząc w domu, nie!
Aaaa… i szykuję niespodziankę dla kibiców! o tym już w tygodniu i najpierw nie ode mnie!