… jak zawsze, okres jesiennego zbijania bąków szybko się kończy i dobrze, bo roweru i wysiłku zaczyna brakować. Od kilku dni systematycznie pracuję.
Korzystając z przerwy zwiedziłem w tym roku trochę winnic. Zacząłem, od najbliższego mi pod każdym względem Piemontu. Odwiedziłem starych znajomych, poznałem nowych. Degustowałem najnowsze roczniki mojego wina nr1 tzn Barolo i Barbaresco.
Później całkiem inna historia, Villany na Węgrzech. Popatrzyłem na Srebrną Górę przy klasztorze Kamedułów a na sam koniec zostawiłem sobie Burgundie… wrażeń było dużo.
A skoro już o Barolo i Barbaresco, w Piemoncie się śmiali, że będę musiał wygrać na Giro czasówkę i że na mecie dostanę oczywiście bidon z Barolo.
W przyszłym roku właśnie będzie taki etap z Barbaresco do Barolo… tyle, że płaski, a mój start w Giro jest bardzo realny. Wygląda na to, że wrócę do stałego kalendarza.