Daniel Marszałek: Jak wspominasz swój pierwszy start w Giro w 2002 roku?
Sylwester Szmyd: – Przede wszystkim czułem się wtedy wyróżniony. Młody zawodnik, Polak we włoskiej drużynie i do tego jadę Giro z potencjalnym zwycięzcą. Za takiego uchodził wtedy Frigo. Ale było ciężko, w górach nie istniałem, nie byłem w stanie pomóc.
O które zwycięstwo przyszło Wam trudniej walczyć w 2004 czy 2010 roku?
– Zdecydowanie o to zeszłoroczne. W 2004 roku zdominowaliśmy Giro, pięć czy sześć etapów wygranych. Damiano nie miał wtedy przeciwnika.
Trzy najbardziej pamiętne dni w historii Twoich 9 startów w Giro d’Italia to …?
– Nie mam jakiś szczególnych etapów, ale dużo z nich pamiętam, szczególnie te górskie, długie i ciężkie na których kompletnie sobie nie radziłem. Pamiętam tłumy ludzi na Finestre w 2005 roku, wszystkie wjazdy Zoncolan czy Mortirolo lub oba przejazdy przez Gavie ze ścianą śniegu. Jedyny etap na którym byłem ostatni w 2005 roku… a który wygrał wtedy mój przyszły lider Basso. Etapy ważne dla przebiegu wyścigu jak Aquila…
Na ile znasz trasę tegorocznego Giro, które ważne podjazdy przejechałeś wcześniej – podczas wyścigów lub treningów?
– Większość tych podjazdów znam, dziewięć przejechanych Giro daje bardzo dużo możliwości poznania trasy.
Jaka będzie Twoja rola w zespole – szef górskich pomocników Nibalego?
– Nikt raczej nie szefuje. Jak będą nogi lepsze od pozostałych gregario to zostaje na koniec, jak nie to będę pracował wcześniej.
Czy Vincenzo wydaje się być równie pewnym (mocnym) liderem zespołu co Ivan przed rokiem?
– Enzo tak na prawdę nigdy nie startował w Wielkim Tourze jako lider i faworyt. Nawet na zeszłoroczną Vuelte jechał by bez żadnej presji „spróbować” dobrze wypaść w generalce. Teraz drużyna jest przygotowana pod niego. Spoczywa też na nim dużo większa odpowiedzialność. Ivan był do tego przyzwyczajony, zobaczymy jak zniesie taką presję Vincenzo.
Czy ktoś jest w stanie zatrzymać Contadora, który wydaje się być głównym faworytem wyścigu – Twoim zdaniem główni rywale Hiszpana to …?
– Ciężko będzie nawiązać z nim walkę o zwycięstwo ale to jest sport, długi wyścig i wszystko się może zdarzyć. Pozostaje jednak zdecydowanym faworytem. Pozostali to Scarponi, Sastre, Menchov, Nibali…
Gdzie rozstrzygnie się tegoroczne Giro? W Dolomitach czy dopiero w ostatni weekend zawodów?
– Walka wśród najlepszych będzie do samego końca, póki są góry wszystko może odwrócić się w każdej chwili do góry nogami.
Monte Crostis, Zoncolan, Giau, Fedaia, Finestre etc – czy organizatorzy Twoim zdaniem nie przesadzają z ilością ekstremalnie trudnych podjazdów na Giro?
– To oczywiste, że przesadzają. Odwieczny temat, nikt nigdy nie myśli układając trasę, że tamtędy trzeba przejechać rowerem. Podobna historia z ilością ekstremalnych gór, dobieranych bardziej pod kibiców niż samych kolarzy.
Czy jeśli Nibali nie włączy się do walki o podium to poszukasz w górskiej końcówce Giro swojej szansy na etapowy sukces?
– Wolę tak nie myśleć i nie startować z taką myślą. Oczywiście jeśli Enzo nie będzie walczył o podium to ja mam więcej swobody by walczyć o etapowe zwycięstwo.
W peletonie będzie trzech Polaków. Obok Ciebie Przemek Niemiec i Michał Gołaś – jak oceniasz ich szanse na zaistnienie w tym wyścigu?
– Niemiec będzie miał podobne zadania do moich i jego jazda będzie bardzo zależała od dyspozycji Scarponiego. Goły musi szukać okazji etapowego zwycięstwa w odjazdach i po to też jedzie.