Dużo nie brakowało a bym wcale nie wystartował. Po Czechach przeziębiłem się a już w weekend kaszel i jakiś wirus żołądkowy całkowicie mnie rozłożył. Noc nie przespana, bez śniadania i 180km czasówki.
Nie było jednak źle. Patryk który popłynął najlepiej ze wszystkich, ja przez to wystartowałem pierwszy a na koniec biegnący maraton Jarek miał sporą przewagę do kontrolowania i pobiegł znakomicie. Super praca drużynowa, extra zabawa i atmosfera.
Nie spodziewałem się jednak, że przy takim osłabieniu organizmu, trasie z 19 nawrotami 180st do wyhamowania do zera i sporą liczbą zakrętów do puszczenia „lemonda” będę w stanie pojechać ze średnią ponad 41km/h.
W najbliższą sobotę MPG, myślę by powalczyć o wszystko ale zobaczymy jak „się wyścig ułoży” i na ile się pozbieram, tym bardziej, że już parę dni „lecę” na antybiotyku.
Wystartowała Vuelta… kolejny Wielki Tour beze mnie, oswajam się powoli z faktem, że to już nie są wyścigi dla mnie…
foto: triathlonpolska.pl