Zapomniałem wczoraj napisać, że właśnie Cadelowi życzę zwycięstwa. Mój kolega z pokoju obstawiał na 100% Andyego ale Ivan zawsze był po stronie braci a ja Evansa. Najrówniejszy, może bez błysku i numerów w stylu Schlecka ale na pewno najbardziej zasłużyl na to zwyciestwo.
Ja ze swojego TdF jestem zadowolony, pod górę zawsze byłem gdzie i kiedy być powinienem może tylko poza etapem na Plateu de Beille. Zabrakło… szczescia? może nawet nie, wiem dlaczego i po co jestem w tej ekipie. Tak jak kibice i ja mam marzenia, może i nawet więcej bo ja to widzę i czuję od środka. Po wczorajszym etapie, widząc tłuuuuuumy kibiców wykrzykujących moje imię byłem naprawdę dumny, że wykonuję właśnie ten zawód. Jak również będąc pod Galibier wśród dziesięciu najlepszych górali, jadąc bez większego wysiłku a później musząc pomóc liderowi bronić honoru własnego i ekipy. Też mi lekko nie było… aaaale, rozpaczy nie ma.
Czasem ktoś pyta dlaczego nie zostaję do końca pod górę. Mógłbym np. pod Galibier, ale widząc, że na nic się nie przydam Ivanowi myślami uciekałem do dnia późniejszego. Zresztą zawsze wiem, że muszę się oszczędzić na kolejne etapy bo tego ode mnie wymagają i nie ma to wiele wspólnego z brakiem własnych ambicji…