Pobyt w Polsce zacząłem od dwóch dni spędzonych w Krakowie, najpierw organizowany przez RMF halowy wyścig w Rotundzie na którym oczywiście nie startowałem. Fajna zabawa ale cieszyłem się, że tym razem zamiast aktorem mogłem być kibicem. Dzień później spotkałem się z grupą krakowskich cyklistów – maratończyków a tym samym kibiców kolarskich i moich. Bardzo miły wieczór, cieszę się, że kręcąc się po Polsce mogę poznawać coraz więcej pasjonatów kolarstwa.
Od niedzieli po Lombardii nie dotykam roweru, na ile to możliwe wsiadam do samolotu by trochę polatać.
Giro i Tour… ciężkie wyścigi. Giro wcale mnie nie zaskoczyło, jest ciężkie, nawet bardzo, będę miał dużo pracy, ale do tego już nas przyzwyczaił włoski wyścig, że mamy mnóstwo gór i w nich się rozgrywa cały wyścig.
A TdF… też bardzo ciekawy, cztery mety pod górę… Powiedziałem Ivanowi, że na Alpe d’huez już postawiłem krzyżyk i niech tylko on się zastanawia jak to zrobić by do tego etapu miał już koszul na plecach. Odpisał mi: „Ty etap, a ja wyścig” i niech to będzie pobożne życzenie – marzenie – cel! Właśnie, cel nad którym Ivan pracuje już od ponad miesiąca.
fot: mtb.interia.pl